Jason Kao Hwang Edge – Music is not to say 
by Maciej Karlowskj 
Jazzarium 
December, 2011 

  

Jason Kao Hwang/EDGE at the Hipnoza, Katowice, Poland


Online Article

There were times when in Katowice hypnosis could hear this kind of music more often. It happened that they played here m.in filmmaker like Tim Berne, Marc Ribot, Raplph Alessi, and even Bill Frisell and Dave Douglas. Then the momentum at just the whole year weakened so that it was possible to suspect that Hypnosis Katowice with one of the most interesting concert cycles, "Jazz and Surrounding" without warning and permanently disappear from the scene. Then suddenly it turns out that not necessarily what more with the concert band Edge, one of three that the group gave in Poland jazz club back on the map in great to historic style. Let's hope it was not a one-off event and would be able to return to gather around Katowice scene dispersed audience. 
  
What is a group Edge Jazzarium.pl readers probably already know, that's even with reviews of her latest album "Crossroads Unseen". So there is no reason to repeat it all. We must, however, be sure to note the following. Edge formation, which incredibly is gaining in concert situation. Besides, truth be told could be expected. A large part of the proposed by a team of music, is closely linked to the wording and I'm not talking only about the band's sound go, but the nature and character sounds of individual instruments. During the live performance, when the bass is even more bass, and sounds extremely invoice trumpets, cornet, flugelhornu or at the end of violin, viola and percussion emerges in a clearer light, it would elaborate architecture Hwang's composition seems to finally complete and complemented. The thing all the more astonishing that after listening to the material housed on the disc does not feel any sonic shortcomings or deficiencies. 
  
The rule is almost the live transmission has the sonic aura that even on the best compact registrations reveals itself only in outline. So hear Edge, who came to the Polish concerts in exactly the same composition, in which has been running for six years and so with Jason Kao Hwangiem, Taylor Ho Baynumem, Ken Filla and Andrew Drury was a great aesthetic experience. It was also true for me already old belief that this is one of the most interesting and most inspiring formations, which in recent years had the opportunity to meet. 
  
Usually at this point in relations with concerts takes a long story about who, and in what order individual songs played solo, who and by what means sometimes very subtly filled constructed form of tracks, and eventually also as a great virtuoso in its class, each member of the group and whether the audience reacted to such a daring musical performance respectively. Now this will not, maybe except noticing that the audience seemed happy to take this music straight that source. He will not have too, because the Edge playing the music you'd better listen than the most of it too flowery discourse. Every time a story such forward only a small fraction of the experience which it carries in reality. Without a doubt it was worth waiting six years for this concert. Very worth it! 
  

  
Bywały czasy kiedy w katowickiej Hipnozie można było takiej właśnie muzyki posłuchać częściej. Bywało, że grywali tu tacy twórcy jak m.in Tim Berne, , Marc Ribot, Raplph Alessi, a nawet Bill Frisell czy Dave Douglas. Potem impet na bodaj cały rok osłabł tak, że można było podejrzewać, że katowicka Hipnoza wraz z jednym z najciekawszych koncertowych cykli „Jazz i Okolice” bez ostrzeżenia i na trwałe zniknie ze sceny. Aż tu nagle okazuje się, że niekoniecznie, co więcej wraz koncertem zespołu Edge, jednym z trzech jakie grupa dała w Polsce klub powraca na jazzową mapę w świetnym dawniejszym stylu. Oby tylko nie było to jednorazowe zdarzenie i oby udało się na powrót zgromadzić wokół katowickiej sceny rozproszoną publiczność. 
  
Co to grupa Edge to pewnie już czytelnicy Jazzarium.pl wiedzą, ot choćby z recenzji jej najnowszej płyty zatytułowanej „Crossroads Unseen”. Nie ma więc powodu, aby wszystko to powtarzać. Trzeba jednak koniecznie odnotować rzecz następującą. Edge to formacja, która niebywale zyskuje w sytuacji koncertowej. Zresztą prawdę powiedziawszy można było się tego spodziewać. Spora część proponowanej przez zespół muzyki, ma bowiem ścisły związek z brzmieniem i nie chodzi mi tylko o idę brzmienia zespołu, ale naturę i charakter brzmień poszczególnych instrumentów. Podczas występu na żywo, kiedy kontrabas jest jeszcze bardziej kontrabasem, a przebogata faktura brzmień trąbki, kornetu, flugelhornu czy w końcu skrzypiec, altówki oraz perkusji wyłania się w jaśniejszym świetle, to i tak misterna architektura kompozycji Hwanga wydaje się wreszcie kompletna i dopełniona. Rzecz tym bardziej zdumiewająca, że przecież wsłuchując się w materiał pomieszczony na płycie nie odczuwa się jakichkolwiek brzmieniowych uchybień czy niedostatków. 
  
Regułą jest niemal, że przekaz na żywo ma tę brzmieniową aurę, która nawet na najlepszych kompaktowych rejestracjach wyjawia się tylko w zarysie. Tak więc usłyszenie Edge, która przyjechała na polskie koncerty dokładnie w takim samym składzie, w jakim działa już od sześciu lat, a więc z Jasonem Kao Hwangiem, Taylorem Ho Baynumem, Kenem Filliano i Andrew Drury było wielkim estetycznym przeżyciem. Było także dla mnie spełnieniem dawnego już przekonania, że jest to jedna z najciekawszych i najbardziej inspirujących formacji, jakie w ostatnich latach miałem okazję poznać. 
  
Zazwyczaj w tym miejscu w relacjach z koncertów następuje długie opowiadanie o tym kto, w jakiej kolejności w poszczególnych utworach grał solo, kto i jakimi środkami wypełniał niekiedy bardzo misternie skonstruowaną formę utworów, a w końcu też jak doskonałym wirtuozem w swojej klasie jest każdy z członków grupy i czy publiczność reagowała na taki muzyczny spektakl odpowiednio brawurowo. Teraz tego nie będzie, no może poza odnotowaniem, że publiczność wydawała się szczęśliwa mogąc zażywać tej muzyki prosto, że źródła. Nie będzie tego także, ponieważ Edge gra muzykę, której lepiej jak najczęściej słuchać niż o niej zbyt kwieciście rozprawiać. Za każdym razem opowiadanie takie przekaże zaledwie mały ułamek wrażeń jakie niesie ona ze sobą w rzeczywistości. Bez dwóch zdań warto było czekać sześć lat na ten koncert. Bardzo warto!